ZBOROWSKIE

Odpust w Zborowskiem 2013

Opublikowano: środa, 27 listopada 2013 13:07

Dnia 22 września miał miejsce w Zborowskiem odpust parafialny, czyli święto Podwyższenia Krzyża Świętego.

Pamiątkowe zdjęcie duchownych i służby liturgicznej z odpustu w Zborowskiem 2013 - foto Sebastian Segeth

Na początek trochę historii ogólnej.

W pierwszych wiekach ze względu na brak wolności religijnej chrześcijanie nie budowali świątyń, lecz spotykali się w domach. Od IV w. zaczęły pojawiać się kościoły, często w miejscach męczeńskiej śmierci chrześcijan lub nad ich grobami, a więc gdzie istniał kult świętych. Jeśli to nie było możliwe, troszczono się, by w kościele znajdowały się przynajmniej relikwie. W ten sposób kościoły zyskiwały swoich patronów. Dzień, w którym w liturgii wspominano owego patrona, stawał się świętem kościoła i parafii z nim związanej. Wraz z rozwojem nauki o odpustach dołączono możliwość ich zyskiwania w dzień święta patronalnego danego kościoła, a sama uroczystość zyskała miano odpustu parafialnego.

Obecnie odpusty parafialne kojarzą się z zewnętrzną otoczką, na którą składają się wydarzenia religijne (suma odpustowa, strojenie kościoła, procesja), ale także cała otoczka w postaci festynu, kramów z zabawkami i słodyczami itp.W kazaniach tego dnia przypomina się wiernym o samym patronie oraz o możliwości zyskania odpustu. Ażeby ułatwić świętowanie, wolno obchód liturgiczny ku czci patrona przenieść na najbliższy dzień wolny, np. na niedzielę po właściwym wspomnieniu.

Odpust w Zborowskiem odbywa się zawsze następną niedzielę po obchodach kalwaryjskich na G.Św. Anny i jest to trzecia niedziela września. Jak co roku, mieszkańcy wraz z siostrami zakonnymi z naszego klasztoru odświętnie dekorują kościół i całe obejście wokół niego, by w sposób należyty uczcić nasze święto i godnie przyjąć gości. Nieodłącznym elementem jest zawsze komplet pocztów sztandarowych i orkiestra.

Na sumę odpustową o godz. 11:00, godzina później niż normalnie w niedziele, przyjeżdżają również księża z sąsiadujących z nami parafii , niektórzy docierają nawet w trakcie sumy odpustowej, a to z racji obowiązków u siebie, które nie pozwalają na wcześniejsze przybycie.

Charakterystyczną cechą odpustu są "budy" (stragany), stanowiące nie lada atrakcję dla dzieci, ale i dla dorosłych. Sam zaliczam zawsze budy z słodyczami i pomimo iż w obecnych czasach można kupić niemal wszędzie słodycze, czasami nawet lepsze, smaczniejsze i tańsze, ja odpustowe kupuję zawsze i to ze sporym zapasem.

Na straganach sprzedawcy oferują ogromną gamę zabawek, maskotek, pamiątek z bijącą w oczy, niesamowitą kolorystyką. Obecnie większość wyrobów pochodzi z Chin lub dalekiego wschody, a to z racji ich ogromnej ekspansji gospodarczej. W czasach mojego dzieciństwa nie było aż tak kolorowo i takiego wyboru, niemniej jednak pamiątka, zabawka z odpustu zawsze się wyróżniała, a i radość z jej posiadanie była większa niż z tej kupionej w sklepie.

Dla każdego chłopaka w wieku szkolnym, nieodzownym elementem wyposażenia po odpuście to paczka "korków" (fajerwerków hukowych), albo i dwie, do tego kilka paczek "koperków" (kapiszonów) no i oczywiście nowy pistolet. Po obiedzie, aż do wieczora - wyczerpania zapasów - było słychać huk odpalanych petard. Co bardziej niecierpliwi strzelali zaraz po zakupie, tóż przy placu kościelnym, co czasami trochę przeszkadzało przy odprawianiu sumy odpustowej. Dziś stragan z fajerwerkami dysponuje o wiele szerszym asortymentem niż kiedyś, a tradycja odpalania choć kilku sztuk utrzymuje się do dziś.

Odpust to też spotkania rodzinne. Na takie spotkania, przygotowania w domu czasem zaczynały się już w czwartek. Ofiarą tych przygotowań zawsze padało kilka sztuk drobiu i tak kura, by przygotować taki prawdziwy swojski rosół, do tego kaczka albo dwie, gęś lub indyk, czasami królik, pieczony i podawany z warzywami z ogródka, bez chemii, konserwantów, które wyrosły bez nawozów sztucznych. Dwa rodzaje klusek, rolady i czerwona kapusta to był niemal obowiązek.

Nigdy nie brakowało swojskiego chleba upieczonego w piekarni na ul. Dolnej. Ponieważ mój dziadek był wiejskim rzeźnikiem i w domu była wędzarnia, więc na odpustowym stole też zawsze było coś prosto z wędzarni wyciągnięte. W tym dniu, jednym z nielicznych w roku, po południu do kawy zawsze był tort i przynajmniej dwa rodzaje innego ciasta. Nawet teraz przy pisaniu tego materiału, przypomina mi się ta cała gama zapachów dobiegająca z kuchni. Przygotowania trwały długo, a jedzenia zawsze ponad miarę , bo nigdy nie było wiadomo ilu gości będzie przy odpustowym stole.

Na sumę odpustową zawsze szedł dziadek. Zbierał i zapraszał rodzinę która przyjechała. Była to piękna tradycja. Rodzina przyjeżdżała z daleka.

W naszym przypadku np. z Kujakowic Górnych koło Kluczborka. Ciocia z wujkiem i trójką dzieci siadali na rowery i pięć kilometrów z Kujakowic do Kluczborka na pociąg. Pociągiem do Ciasnej. Z Ciasnej na Zborowskie na odpust i wieczorem z powrotem.

Rodzina z Radzionkowa-Rojcy - dwa kilometry na dworzec, potem pociągiem do Ciasnej. Z Ciasnej pieszo na Zborowskie , czasami też z Ciasnej rowerem, bo autobusem nie pasowało połączenie i z powrotem ostatnim autobusem do Ciasnej i pociągiem do Radzionkowa z powrotem.

Z Pawonkowa, jak długo zdrowie pozwalało cioci i wujkowi, niezależnie od pogody zawsze przyjeżdżali rowerami (15 km w jedną stronę). Po rodzinnym , biesiadnym spotkaniu, pod wieczór z powrotem do Pawonkowa.

Nie było telefonów, dwa w Zborowskiem, w leśniczówce i w szkole praktycznie nie działały. Nikt nikogo nie zapraszał, nie potwierdzał czy będzie, czy nie. W moich czasach nikt w rodzinie nie miał samochodu, ale w odpust dom był zawsze pełen gości, wszyscy najedzeni i zadowoleni z radością wracali, czasami późno w nocy, do domu.

Dziś mamy telefony, samochody, dobre drogi, ale z zachowaniem tych pięknych rodzinnych spotkań ogromne problemy. Wyjątkiem jest nasz proboszcz, którego, jak wynika z moich obserwacji, corocznie odwiedza podobnie liczna grupa duchownych i służby liturgicznej - gratuluję!

Pewnym wskaźnikiem może być frekwencja na sumie odpustowej. Pamiętam, że jeśli szedłem na sumę to zawsze słyszałem - "żebyś mi czasem nie szedł do ławki". W odpust, zajmować miejsca siedzące w kościele pierwszeństwo mieli goście, a ludzi było zawsze tyle że się nie mieścili i trzeba było stać na dworze. Dziś frekwencja jest dużo mniejsza, choć nie bez znaczenia jest zmniejszenie się liczby mieszkańców.

Wieczorem, na sali zawsze była "Zabawa", przychodzili na nią i starsi i młodzież. Bywało tak, że w poniedziałek brało się urlop w pracy lub zamieniało na popołudniową zmianę, ale bywało i tak, że prosto z zabawy wsiadało się do pierwszego autobusu rano o piątej i jechało do pracy. Efektywność w pracy pozostawiam bez komentarza.

To chyba tyle moich odpustowych wspomnień z lat 70-tych i 80-tych XX wieku z współczesnymi zdjęciami.

Źródła:

  1. Zdjęcia: Sebastian Segeth
  2. Opracowanie graficzne: SEGETH-NET
  3. Współpraca: ks. proboszcz Jan Grochla i bp. Paweł Stobrawa
  4. Źródło historii ogólnej: Strona internetowa Wikipedia - odpust