ZBOROWSKIE

Hufiec Pracy w Zborowskiem

Opublikowano: sobota, 22 marca 2014 10:57

Zachował się w Zborowskiem egzemplarz kalendarza regionalnego dla powiatu Dobrodzień z 1938 roku. Natknąłem się w nim na artykuł o Hufcu Pracy, który znajdował się w Zborowskiem przy obecnej ul. Dolnej w okolicach numerów 37-41. Piszę w okolicach, ponieważ po lekkiej konstrukcji barakach drewnianych, gdzie była zakwaterowana młodzież nie został już żaden ślad. Dziś stoi tam kilka budynków jednorodzinnych i dopiero latem spróbuję precyzyjnie ustalić ich położenie. W Niemczech od 1931 roku zaczęły powstawać, (według dzisiejszego tłumaczenia) tzw. Hufce Pracy. po niemiecku " Arbeitsdienst". Początkowo praca w Hufcach była dobrowolna i trwała 6 miesięcy. Później, w wyniku zmian politycznych stało się to obowiązkowe dla chłopców i dobrowolne dla dziewcząt. Obowiązek pracy w Hufcach był z mocy ustawy traktowany, jak obowiązek pełnienia służby wojskowej, więc podlegali mu wszyscy chłopcy w wieku od 17-tego do 25-go roku życia. Charakterystycznym elementem wyposażenia młodzieży w tych obozach była łopata. Ubrani zawsze tak samo, w drelichowe mundury i charakterystyczne buty - rodzaj saperek. W naszym obozie młodzież wykonywała prace melioracyjne, prace przy naprawie dróg. Wykopali lub przeprowadzili generalny remont (dokładnie nie jestem pewien) stawu Chmielok. Ładowali glinę dla cegielni w Patoce w wyrobisku w Ponoszowie.

Heimatkalender Des Kreißes Guttentag O.S.
Kalendarz Domowy - Regionalny (do użytku domowego)
Powiatu Dobrodzień Górny Śląsk

Przybliżona lokalizacja Hufca w Zborowskiem

Na moją prośbę tłumaczenia artykułu dokonał mój przyjaciel *AWY*.
Prezentację zacznę od strony tytułowej.

Kalendarz Regionalny (domowy lub do użytku domowego).

Powiatu Dobrodzień

Na rok

1938

Wydanie drugie

Logo Wydawnictwa

*Materiał do druku przygotował Pan

Pyttel, Kierownik Szkoły w Jeżowej.

Druk wykonano w Gliwicach.

Nakład 500 egzemplarzy.

Cena 0,55 RM (Reichsmark)

Jednostka w Obowiązku Pracy

Karl-Heinz Mende Ref.d/s Kierowania Młodzieży w Rzeszy
obecnie w Służbie-Pracy w Zborowskiem.

Widzieliśmy się po raz pierwszy w przedziale pociągu, który nas nocą wiózł z rodzinnego domu w kierunku nowego życia. On siedział w kąciku, był samotny, otoczony stukotem jazdy koleją. Ja początkowo też byłem cicho, ale po nawiązaniu rozmowy doszliśmy do pytania " Po co to wszystko" ?. Machać łopatą, pół roku, tak jakbym tego nie znał, powiedział, ale cóż , jesteśmy do tego zmuszeni. Potem padło jeszcze kilka zadań i westchnień, a zakończyło się słowami : "właściwie mi to wszystko obojętne".

Po kilku dniach spotkaliśmy się znowu. Jego nie naganny garnitur i dobrze dobrany krawat w którym przyjechał - zniknął. Oboje, tak jak i wszyscy staliśmy w szarym Drelichu-Robotniczym, już trochę przyzwyczajeni do surowych, nowych saperskich butów.

To już trzeci raz gdy wstaliśmy rano. Pierwsze wrażenia - ekspresja ogarnęła nas z całą mocą. On stanął przede mną, bez wigoru i energii. Można było się z łatwością domyślić, jak bardzo dla niego wszystko to wydawało się zbędne. Na mój pytający wzrok, odpowiedział mi ironicznym uśmieszkiem i słowem - człowieku co to za życie! Wykonał ponad głową ruch rękami, jak by chciał od siebie coś oddalić. Minę miał wyraźnie niezadowoloną.

Prawie nic o nim nie wiedziałem. Właściwie tylko tyle, że pochodzi z dużego miasta z którym był absolutnie zżyty. Mało zauważalny przez kolegów z sali, zawsze zachowywał dystans, nie tylko w trudnych sytuacjach, śmiał się nie wiele. Tak bardzo się odseparował, że nie wszyscy znali jego imię, a ja też nie miałem odwagi na głos jego imienia wymawiać. Powiedzieć - słuchaj Horst - to było by zbyt bezpośrednie. Mówiono do niego - "człowieku Ty masz", albo "człowieku Ty musisz".

Nigdy bym się nim nie przejmował, gdyby po paru tygodniach na budowie nie doszło do spotkania przy ładowaniu koleb. Byliśmy opaleni na brązowo, nasze pięści były mocna zwarte, a polot naszych myśli był jasny jak dni nadchodzącej wiosny. Ja milczałem, on zaczął mówić. Najpierw wypowiadał się bez większego sensu, kiedy nagle z pewną ulgą ale ociężale, jakby robił rachunek sumienia, powiedział - " Wiesz podoba mi się tu, jest całkiem nieźle!". Przez dłuższą chwile nie mogłem nic wypowiedzieć - staliśmy w milczeniu. Po pewnym czasie mówił dalej - o swoich kolegach, bez upiększania i o czasie który przemija. Pod koniec chciał zahamować swój tok rozważań, w którym jak by się przełamało jego 'ego' i zadał pytanie: "gdybym tylko mógł pojąć, dlaczego muszę tu stać, w tym grzęzawisku?". Zaczęliśmy rozmowę. Powiedziałem mu: cieszę się że z taką energią zabrałeś się za robotę, jak Hannes mój Kumpel i reszta naszej 15-tki z sypialni. Jednomyślni w osiągnięciu celu, mimo różnic, gdzie Hannes i Jörg syn Dyrektora Generlnego,- używają wspólnie jednej szafki. Od tego dnia zauważyłem, że jest bardzo skoncentrowany, jakby się w siebie wsłuchał i szukał prawdziwych swoich uczuć. Przybywało dni, a on zaczął się z swoimi kolegami śmiać, śpiewać i bawić. Gdy maszerował w kolumnie z łopatą w ręku, krok jego stawał się twardy, a postawa prężna.

Któregoś wieczoru - nie tak dawno - spotkaliśmy się przed Barakiem. On napychał sobie tabaką fajkę. Kiedy mnie zauważył wesoło powiedział: "Co powiesz na to: "dzisiaj w trojkę, w cztery minuty załadowaliśmy całą kolebę. Myślę, że to całkiem nieźle". Więcej nic nie powiedział, poszedł dalej. Przy pożegnaniu daliśmy sobie po raz pierwszy rękę.

Nigdy później już nie słyszałem zwrotu "po co ta syzyfowa praca".

Taka praca to wypełnienie swoich obowiązków i służba ogółowi. Teraz zawsze zwracam się do niego Horst, a z kolegami z grupy stanowimy jedną całość.

Opracował: Witold Segeth

Źródła:

  1. Mapa - Google map
  2. Tłumaczenie - *awy*
  3. Opracowanie graficzne - SEGETH-NET